Dzisiaj miałem przyjemność widzieć się z moim dość dawno niewidzianym znajomym. Chłopak raczej ścisły umysł uczący się dość pilnie, chodź humanistyczne przedmioty mu zbytnio nie wchodziły delikatnie mówiąc. Jego była wychowawczyni z technikum Pani od polskiego swoją drogą stwierdziła, że nie dopuści go do matury, by nie zaniżał średniej. Z racji, że to chłopak niekłótliwy w tym samym dniu kulturalnie zabrał papiery ze szkoły i już tam się więcej nie pojawił. Aktualnie uczy się w lo zaocznym i planuje studium ekonomiczne. Pracuje również jako sprzedawca w jednym ze znanych i większych marketów. Dziwnym trafem podobno chcą go awansować na stanowisko kierownicze. I co o tym wszystkim myśleć?
Nic nie powiedzieć. Może naprawdę się nie nadawał do matury z polskiego i babka miała prawo go do niej nie dopuścić. A może się nadawał, a ona nie miała prawa. Może później się podkształcił, a jego pracodawca to zauważył. A może, na plus lub minus, na tym stanowisku niepotrzebny jest język polski. Tyle jest czynników zewnętrznych, że nie ma sensu dywagować.
Tylko, że brak tego świstu często blokuje możliwość podwyższenia swoich kwalifikacji. Co do polonistki to łaskawie rrzemilczę. Szkoła i w moich czasach i obecnie to stan umysłu.
Hmmm, pozwolę sobie powiedzieć tak. 1. Niektórzy ludzie mówiąc w prost srają wyżej niż dupę mają. A jak taki ma władzę, no to robi się ciekawie. 2. Matura to tylko świst, tak jak i świst to kwalifikacje i cała reszta, ak na prawdę liczą się faktyczne umiejętności człowieka, moim zdaniem.